sobota, 30 maja 2009

Komentatarze sportowe - na wesoło

Komentarze sportowe:

1. Biegnie Smolarek lewą stroną, po prawej puszcza Bąka.

2. Adam Małysz skoczył 125 metrów. Czy Janne Ahonen go przeleci?

3. Jadą! Całym peletonem. Kierownica obok kierownicy, pedał obok pedała.

4. Trener Włoch rozkład ręce, trzymając się za głowę.

5. "Nawet nie pseudokibiców a bandytów, bo tak trzeba nazwać tych
dżentelmenów".

6. "Zawodnicy są tak zaangażowani w walkę, jak aktorki filmów porno w
dialogi"- Jerzy Kulej.

7. Mecz zaczyna się za 15 minut, a wynik ciągle jest ten sam.

8. Podczas meczu piłkarskiego nad stadion opada gęsta mgła.
Sprawozdawca telewizyjny komentuje: - Jak państwo widzą, zawodników już
nie widać!

9. "Ta radość jest niesamowita. Ludzie się bawią, tańczą
się.."-Tomaszewski

10. "Kibiców szwedzkich nie ma zbyt dużo, ale za to nie grzeszą urodą" -
Andrzej Zydorowicz

11. Dostałem sygnał z Warszawy, że mają już państwo obraz, więc możemy
spokojnie we dwójkę oglądać mecz.

12. "Pani Szewińska nie jest już tak świeża w kroku, jak dawniej."

13. "Mówię państwu, to jest naprawdę niezwykła dziewczyna. Dwie ostatnie
noce spędziła poza wioską."

14. "Na trybunach nie ma żony Michała Bąkiewicza. Może dlatego, że nie
jest żonaty."

15. "Zawodniczka nawiązała łączność z koniem."

16. "Siatkarze plażowi są często samotni, bo nie mają czasu na założenie
rodziny. Ale są za to bardzo rodzinni."

17. "Obrona Mike'a coraz bardziej śmierdzi. Jak dworcowa knajpa."

18. "Polak walczy z Murzynem - to ten w czerwonych spodenkach."

19. "Szurkowski, cudowne dziecko dwóch pedałów."

20. "Na stadionie nikt nie siedzi, nikt nie stoi - wszyscy stoją."

21. "Nogi piłkarzy są ciężkie jak z waty."

22. "Można to wyczytać z wyrazu twarzy konia, gdy jest zbliżenie."

23. "Teraz widać, ile kręci się tu dziwnych owadów podobnych do
nietoperzy."

24. "Jeśli Tyson podniesie się po tym ciosie, to będzie największy cud
od zmartwychwstania Łazarza"

Żródło: znalezione na Goldenline w grupie Humor-dowcip

Kocia poezja

Radek Jóźwiak:
Spróbujmy Broniewskiego.

Kiedy przyjdą odebrać Ci,
To co tak lubisz – kuwetę
Kiedy tylko otworzą drzwi
By do kuchni wtargnąć z impetem
I gdy rzucą się wrzaskiem,
zabrać ci skrzynkę z piaskiem
Ty z kosmatych swych łap
dobądź pazur
I drap.

Są w tym domu rachunki krzywd
Żarcie złe i obecność owczarka
Lecz przez okno nie umknie nikt
Bo podłości przebrała się marka
Cóż, ze w misce zbyt często niestety
Miast whiskasa cuchnący schab
Na tę rękę w kierunku kuwety
Rzuć się kocie
I drap….

Źródło: znalezione na Goldenline w grupie humor-dowcip

Przyczajony tygrys

Ukryty smok

Źródło: otrzymane od znajomego w łańcuszku mailowym ;-). Autor nieznany.

piątek, 29 maja 2009

Kryzysowe rady

Firmy zaczęły dotkliwie odczuwać spadek sprzedaży. Jako pierwsza poleciała w dół branża budowlana, nieco później motoryzacyjna. Obecnie właściwie już w prawie w każdej branży odczuwalne są spadki. Wyjątki są nieliczne, ale istnieją. Przedsiębiorstwa windykacyjne mają pracy zdecydowanie więcej niż przed kryzysem. Dobrze ma się też branża kosmetyczna. Dobry wynik sprzedaży kosmetyków to tzw. lipstick effect. Konsumentów nie stać na luksus kupna samochodu czy drogie wakacje, ale stać na luksus kupna szminki, czy dobrych perfum.

Obroty dobrych restauracji maleją, ale rośnie sprzedaż produktów pozwalających na przyrządzenie dobrego posiłku w domu. Samochody w czasie kryzysu kiepsko się sprzedają, ale sprzedaż rowerów ma się całkiem dobrze. Wypoczynek w drogich hotelach nie będzie tak popularny, za to oblegane mogą być niedrogie gospodarstwa agroturystyczne. Wymieniać tak można długo.

Generalnie jednak kryzys to czas spadków. Sprzedaż leci w dół, klienci nie mają pieniędzy na utrzymanie wysokości zakupów na poziomie sprzed kryzysu, nie mogą też posiłkować się kredytami (bo tych banki nie chcą udzielać), firmy mają koszty zbyt wysokie w stosunku do spadających ciągle przychodów, zaczynają więc wpadać w długi. Brakuje pieniędzy na ZUS, zaczyna brakować na wypłaty wynagrodzenia. Banki nie zamierzają pomagać w przetrwaniu kryzysu i utrzymaniu płynności. Pojawia się panika. Pojawiają się też „dobre rady”. Każdy wie najlepiej co zrobić aby wyjść z kryzysu obronną ręką. Agencje marketingowe twierdzą, że tylko zwiększenie wydatków na promocję i reklamę pomoże przejąć klientów od upadającej konkurencji. Firmy szkoleniowe twierdzą, że tylko dobre szkolenia i odpowiednie zmotywowanie handlowców pozwolą zwiększyć sprzedaż. Agencje badawcze zajmujące się badaniami typu Mystery Shopping twierdzą, że tylko poprawa jakości obsługi pozwoli na zatrzymanie swoich klientów i przejęcie klientów od konkurencji.

Pytanie: czy można wierzyć w takie zapewnienia tym, którzy na nich zarobią?

Nawet jeśli wierzą oni w to co mówią, czy faktycznie mają rację?

Co więc może zrobić firma w sytuacji gdy sprzedaż spada?

Moim zdaniem ma dwie drogi. Jeśli jest elastyczna może sprawdzić, jakie produkty (lub usługi) z wachlarza produktów jakie jest w stanie zaoferować będą budzić największe zainteresowanie u klientów w czasie kryzysu. To nawet niekoniecznie musi być nowy produkt, to może być produkt stary, ale lekko zmodyfikowany w taki sposób by spełniał aktualne potrzeby klientów. W niektórych przypadkach wystarczy uwypuklenie danej cechy produktu, która dopiero w czasie kryzysu staje się dla klientów istotna. Pytanie jakie się pojawia to: jak znaleźć produkt, który będzie się sprzedawać najlepiej, lub jak odnaleźć tę cechę produktu, która spowoduje wzrost sprzedaży? Odpowiedź jest prosta – wystarczy się wsłuchać w potrzeby klientów. Do tego nie są potrzebne drogie badania.

Można zrealizować proste badanie internetowe (w ostatecznej "biedzie" można skorzystać z darmowych narzędzi do tego celu np. formularzy google), można też po prostu przeszukać Internet i sprawdzić czego Internauci szukają, co w pewnych produktach im nie odpowiada, co by chcieli zmienić.

To jest pierwsza droga. Jaka jest druga? Jeśli nic się nie da zrobić, nie da się zmienić wachlarza produktów, nie da się uwypuklić cechy produktu pozwalającej na większą sprzedaż trzeba się zwinąć w kokon i próbować przeczekać trudne dni przez jak najdłuższy czas. Trzeba ściąć koszty do niezbędnego minimum. Zwolnić większość pracowników zostawiając tylko tylu ilu jest koniecznych do funkcjonowania firmy, jeśli to możliwe obniżyć koszty biura (wynajmując część powierzchni innej firmie lub przenosząc się do mniejszego i tańszego lokalu), ściąć wydatki na reklamę (i tak nieskuteczną w przypadku niesprzedawalnych produktów), ściąć wydatki na szkolenia itp. W ten sposób długi wynikające z niższej sprzedaży będą rosły zdecydowanie wolniej (wolniej niż w przypadku mniej rozważnie planującej wydatki konkurencji), dzięki czemu firma dłużej przetrwa. Celem jest w tym przypadku przetrwanie dłużej niż konkurencja, dzięki czemu Ci nieliczni klienci zaczną kupować wyłącznie w tej firmie (z braku innych) lub przetrwanie do czasu zakończenia kryzysu i ponownego wzrostu sprzedaży.

Oto moje proste kryzysowe rady ;-)

czwartek, 28 maja 2009

Histeria na Goldenline

Goldenline wprowadziło dodatkową funkcję – ocenianie wypowiedzi (możliwość kliknięcia przy każdym poście „+” lub „-„). Czy ta funkcja jest potrzebna? W niektórych grupach może się przydać, niektórym osobom może się podobać. Nie ma przymusu korzystania z niej, więc teoretycznie powinna pozostać niewidzialna. Goldenline planuje tę funkcję wykorzystać do nagradzania najciekawszych użytkowników (posiadających najwięcej plusów). To jedna z możliwości wykorzystania systemu ocen wypowiedzi. Inne są użytkownikom nieznane, ale jak twierdzą przedstawiciele GL nie będą one wykorzystywane w niecnych celach ;-).

Mniejsza jednak o cele wprowadzenia tej funkcjonalności.

Na uwagę zasługuje tu reakcja użytkowników Goldenline. Wydawałoby się, że to najbardziej „poważna” i dojrzała społeczność. Są tam biznesmeni, dyrektorzy, kierownicy itp. Mimo to ich reakcja nie odbiega od reakcji rozhisteryzowanych użytkowników naszej klasy. W wątku dotyczącym oceniania wypowiedzi jest już prawie 1,5 tys. postów, z czego większość to bluzgi, groźby porzucenia GL oraz naśmiewanie się z twórców tej funkcjonalności.

Użytkownicy (ci niby poważni ludzie) rozpoczęli bojkot Goldenline tak jakby ktoś im wprowadził opłaty za użytkowanie, albo zabrał jakąś niesłychanie istotną funkcjonalność.

Tak się nie stało. Została wprowadzona nowa, całkiem za darmo, taka, którą można zlekceważyć. Skąd więc ta histeria?

wtorek, 26 maja 2009

Huraganowe żniwa czas zacząć

Wczoraj rozmawiałam z kilkoma znajomymi. Dość pesymistyczny obraz wyłonił się z tych rozmów. Każdy z nich pracuje na własny rachunek – jedni na umowę o dzieło lub zlecenia, inni prowadzą niewielką działalność gospodarczą. Każdy z nich znalazł się w impasie. Od miesiąca –dwóch lub trzech miesięcy nie mają zleceń. Banki nie zamierzają im pomagać w przetrwaniu tego trudnego okresu – mimo dobrej historii kredytowej, mimo wysokich dotychczasowych dochodów. Składki na ubezpieczenia zdrowotne i społeczne schodzą na plan dalszy. Powstaje zadłużenie wobec ZUSu, spłata kredytów hipotecznych czy konsumpcyjnych jest już właściwie niemożliwa. Większość z nich trwa w oczekiwaniu na jakąś zmianę. Gdy nic się nie ruszy w ciągu najbliższego miesiąca planują wyjazd. Ten wiąże się jednak z dużymi obawami. W końcu za granicą też szaleje kryzys. Ich sytuacja materialna wygląda fatalnie. A będzie wyglądać jeszcze gorzej.

Na kryzysie zyskują nieliczni (m.in. firmy windykacyjne), sytuacja części nie zmienia się (przede wszystkim pracowników sfery budżetowej), większość firm traci.

Pesymizm w szacowaniu wzrostu (a raczej spadku) PKB jest obecnie jak najbardziej wskazany. Kryzys to taki huragan, który zrywa z drzewa wszystkie suche liście. Niefortunnie zostawia nienaruszony pewien typ liści czyli właśnie sferę budżetową. Najlepiej się trzymają Ci, którzy nie produkują PKB. To Oni wysysają soki z tych zdrowych, żywych liści – wysuszając je i pozwalając im upaść.

Huragan zaczyna zbierać swoje żniwo…

niedziela, 24 maja 2009

Cudowna mikstura

Mając swój profil w Goldenline i Profeo dość często dostaję zaproszenia do kontaktu od osób które rozpoczęły swoją przygodę z Akuną, próbując się dorobić na MLM-owym systemie sprzedaży cudownego środka Alveo.

Społeczności biznesowe to doskonałe pole dla tych „szamańskich sprzedawców”. Do tej pory ich możliwości rekrutacyjne były ograniczone do znajomych i znajomych znajomych. W Internecie dostrzegli, że rekrutację mogą prowadzić również wśród zupełnie obcych osób.

Zakładają więc swoje grupy na których opisują cudowny specyfik i efekty jego działania, w wątkach dotyczących zdrowia (gdy ktoś pyta o radę, bądź nie pyta) wcinają się z polecaniem tego produktu jako doskonałego na wszelkie dolegliwości, dołączają do kontaktu wszystkich nieznajomych, by później pisać do nich (oczywiście o Akunie i Alveo), lub po prostu ślą maile z propozycją współpracy.

Ciekawe jest to, że przekonywanie do współpracy zawsze następuje na osobistym spotkaniu, a nie przez przesłanie materiałów informacyjnych mailem. Jeżdżą więc na spotkania z ludźmi po całej Polsce. To ich misja i ich nowy „lepszy” sposób życia. Sprzedają nie tylko produkt, ale też marzenia o tym, że inni też mogą tak żyć: jeździć po Polsce, mieć ciekawą, niewymagającą pracę i szybko rosnący dochód pasywny. Sądząc po zwiększającej się liczbie takich „sprzedawców marzeń” w Internecie ten biznes jakoś się kręci, a naiwnych nie brakuje.

Dlaczego ludzie kupują produkt, który jest kombinacją kilku ziółek w cenie 200 zł. skoro w aptece taką mieszankę (lub podobnie działającą kombinację) mogą kupić w cenie 10-krotnie niższej?

Odpowiedź nasuwają sami sprzedawcy pisząc, że ziółka nie mają konkurencji – kombinacja jest na tyle unikalna, że tylko te ziółka są aż tak bardzo skuteczne. Dobre i prawdziwe, ale tylko część odnosząca się do konkurencji. Nie ma konkurencji, ponieważ ziółka nie są sprzedawane tam, gdzie tę konkurencję mają – czyli np. w aptece lub sklepach zielarskich, ale tam gdzie jej nie ma: w domach potencjalnych nabywców. Taka metoda sprzedaży powoduje, że kupujący nie ma żadnych informacji na temat konkurencyjnych produktów – nie może porównać ich składu, nie może porównać ich ceny. Ma ograniczone możliwości wyboru. Może kupić lub nie kupić. Ten potencjalny kupiec poza ograniczonym wyborem ma jeszcze kilka innych powodów by jednak kupić ten (nie inny) produkt. Sprzedawca opowiada o skuteczności produktu. Produkt teoretycznie działa na wszystko – potrafi nawet zniszczyć komórki rakowe. Nie da się tego jednak potwierdzić, ale co z tego, skoro sprzedawca wygląda na osobę uczciwą, sympatyczną i troszczącą się o zdrowie (zupełnie nie jak lekarze). Więc zapewne mówi prawdę. Sprzedawca jest też zadbany i dobrze ubrany – powodzi mu się, więc zapewne dużo sprzedaje, a dużo sprzedaje, ponieważ cudowne ziółka naprawdę działają. Każdy człowiek po chwili zastanowienia jest w stanie znaleźć w sobie jakieś dolegliwości zdrowotne lub psychiczne (bo i na takie ziółka pomagają). Każdy więc ma motywację, by to „naprawić” testując ziółka. To jednak nie wszystko – każdy chce dobrze wyglądać i dobrze zarabiać. A dzięki temu, że będzie współpracować otrzyma ziółka taniej (dla siebie), a jednocześnie będzie mógł sam rozwinąć swoją działalność i wreszcie zacząć normalnie zarabiać. Przy wysokim poziomie bezrobocia niskich zarobkach dla większości osób jest to bardzo kusząca propozycja.

Sama tego typu działalność postrzegam za działalność nie tyle nielegalną co nieprzejrzystą i nieetyczną. . Nigdy nie kupiłam niczego od osoby, która oferowała coś dzwoniąc lub pukając do drzwi (lub próbując w inny sposób namówić mnie na osobiste spotkanie informacyjne o produkcie). Dlaczego? Bo taka metoda sprzedaży jest najbardziej podatna na manipulację. No i przede wszystkim: nie ma możliwości (tak jak w sklepie) porównania produktów kilku konkurencyjnych firm - znając jednak ceny produktów sprzedawanych w tym systemie, wiem, że w porównaniu z konkurencyjnymi produktami (sprzedawanymi w tradycyjnym obrocie) po prostu nie miałyby szans.

Zainteresowanych prawdziwą skutecznością produktów Alveo zachęcam do przeczytania artykułu: Alveo. Moja przygoda z cudowną miksturą.

Religia i zdrowie psychiczne

Zygmunt Freud:
"Nerwice z jednej strony wykazują spektakularne i głęboko sięgające zgodności z wielkimi społecznymi wytworami sztuki, religii i filozofii, z drugiej zaś wydają się ich zniekształceniami. Można by ośmielić się wysunąć twierdzenie, że histeria jest karykaturą twórczości artystycznej, nerwica natręctw karykaturą religii, a paranoja karykaturą systemu filozoficznego"
„Skoro już wykazaliśmy te zgodności i analogie, można by się ważyć na ujęcie, że nerwica natręctw stanowi patologiczny odpowiednik religii, można by określić nerwicę jako religijność indywidualną, religię zaś jako powszechną nerwicę natręctw"

Fryderyk Nietzsche:
"Jest się też w chorobliwy sposób dobrym, kiedy się jest chorym… Większą część aparatu psychologicznego, którym chrześcijaństwo pracowało, zaliczamy teraz do form histerii iepilepsoidis"
„Po wszystkie czasy, a osobliwie w czasach chrześcijańskich zadawano sobie wiele trudu, żeby człowieka zredukować do postaci "człowieka dobrego": dziś jeszcze nie brak spaczonych przez wykształcenie kościelne i osłabionych, dla których ten zamiar utożsamia się z „uczłowieczeniem" w ogóle, albo z „wolą Boską", albo ze „zbawieniem duszy". Jako istotne żądanie stawia się tutaj wymaganie, żeby człowiek nie czynił nic złego, żeby pod żadnym warunkiem nie szkodził, szkodzić nie chciał...[...] Ten sposób myślenia, hodujący pewien typ człowieka, wychodzi z niedorzecznego założenia: dobro i zło bierze jako rzeczy realne, które są z sobą w sprzeczności (a nie jako dopełniające się wartości, co byłoby prawdą) radzi wziąć stronę dobra, wymaga żeby dobry wyrzekł się zła aż do ostatniego korzenia, i żeby mu się opierał — w rzeczy samej zaprzecza przez to życiu, które we wszystkich swoich instynktach ma zarówno „tak", jak i "nie""

środa, 20 maja 2009

Społeczności biznesowe


Tym razem małe co nieco o biznesowych portalach społecznościowych. Właściwie można powiedzieć że w Polsce mamy do czynienia z 3 głównymi graczami: Goldenline, Profeo i Linkedin.

Goldenline.pl ma najwięcej użytkowników, co ma przełożenie na aktywność również w dość mocno specjalistycznych grupach. W porywach dzienna liczba unikalnych użytkowników dochodzi do 30 tys.

Profeo.pl wystartowało później i po dość szybkim rozwoju mam wrażenie że nastąpiła stagnacja. Liczba aktywnych użytkowników właściwie nie zmienia się, nie ma też co liczyć na ożywione dyskusje w grupach bardziej specjalistycznych.

Linkedin.com to serwis zagraniczny (i anglojęzyczny), prawdopodobnie dlatego jego popularność w Polsce nie jest tak duża jak Goldenline, ale jak widać na załączonym wykresie z google trends dzienna liczba unikalnych użytkowników jest nieco wyższa niż w przypadku Profeo.

Biznes.net jest na rynku od dość dawna, ale pozostaje na marginesie. Na wykres z google trends nawet się nie załapał.

Dołączyłam do wykresu również nf.pl, które nie jest typową społecznościówką. Portal ten to zbiorowisko artykułów, notatek prasowych itp. Z tego co pamiętam około rok temu dołączyli do portalu społeczność. Liczba użytkowników w każdym razie jest myląca, ponieważ nie dotyczy wyłącznie społeczności, tylko treści głównych portalu. Warto się jednak temu przedsięwzięciu przyglądać.

wtorek, 19 maja 2009

pomidory z Internetu

Coraz bardziej powszechne jest kupowanie książek czy elektroniki przez Internet (choć należy tu zauważyć, że znaczna część klientów, gdy jest taka możliwość odbiera zamówione produkty w lokalnym sklepie). Tego typu zakupy są już czymś naturalnym.

Zakupy produktów spożywczych przez Internet nie są tak bardzo popularne. Ten segment ma jednocześnie największy potencjał rozwoju. O ile zakupy ubrań czy obuwia mogą budzić niechęć (trudno sprawdzić jak będzie dana rzecz "leżeć" na ciele), o tyle w przypadku produktów spożywczych takiego problemu nie ma. E-zakupy pozwalają zaoszczędzić czas, energię i pieniądze (wydane na paliwo).

Barierą dla klienta raczej nie jest czas dostawy - produkty przywożone są nawet w ciągu 4 godzin. Barierą mentalną może być konieczność wydania większej sumy na raz (min. 100 lub 150 zł) aby dowóz był darmowy. W gruncie rzeczy ta bariera jest pozorna, ponieważ robiąc e-zakupy raz na tydzień można lepiej je rozplanować i w rzeczywistości wydać nawet mniej niż podczas codziennych zakupów. Argumentem przeciwko e-zakupom może być konieczność odwiedzania codziennie sklepów lokalnych w celu zakupienia świeżego pieczywa.

Ten problem można rozwiązać na kilka sposobów - można kupować pieczywo chrupkie (rozwiązanie dla nielicznych), można pieczywo mrozić i wyjmować codziennie "porcję" na następny dzień (metoda odkryta niedawno - pieczywo rozmrożone nie traci swojej świeżości), można też zorganizować codzienne dostawy bułek do domów (np. w porozumieniu z piekarzem, który dowozi codziennie rano bułki większej liczbie osób w zamian za niewielkie dodatkowe wynagrodzenie).

Wracając do tematu e-zakupów. Jestem ich zwolennikiem od dobrych kilku lat. Tu gdzie mieszkam tylko jeden sklep świadczy tego typu usługi (Piotr i Paweł). Nie narzekam jednak - produkty są dostarczane na czas, dobrze zapakowane (w duże kartonowe pudła), zawsze świeże. Płacić można gotówką przy odbiorze, kartą przy odbiorze lub kartą on-line. W Warszawie jest większa konkurencja (więcej e-sklepów spożywczych), w innych miastach nie wiem.

Zakupy produktów spożywczych on-line są jednak tak wygodne, że przewiduję szybki rozwój tego typu sklepów w całym kraju.

poniedziałek, 18 maja 2009

Twój kot kupowałby...


Wizerunek Whiskasa w Internecie jest fatalny. Większość opiekunów kotów zdążyła się dowiedzieć że jest to najgorszy syf (nie różniący się od karm marketowych, oraz najbliższej konkurencji czyli Kite-Kata i Darling). Prawie każdy kto zaglądał na forum kocie wie, że karmy te mają ok. 4% mięsa (dla typowego mięsożercy jakim jest kot to zdecydowanie za mało), oraz mnóstwo chemii poprawiającej smak i zapach. Najczęściej pojawia się porównanie typu „Whiskas jest jak MacDonalds. Smakuje dobrze, ale jedzenie go non stop jest zdecydowanie niezdrowe”.

Właściwie tego wpisu tu nie powinno być, ponieważ zgadzam się z tym w 100%. I sama uważam, że Whiskas to nie jest to, czym powinien odżywiać się mój kot. Jest jednak małe „ale”. Kot to wybredne zwierzę i nie zje tego co ja uważam, że jest dla niego dobre, tylko to co sam chce. Sprowadza się to do tego, że je właśnie saszetki Whiskasa (z zaledwie 4% wołowiny), oraz piersi z kurczaka – ale tylko bardzo świeże i wyłącznie surowe. Taką dietę przeplata chrupkami – wyłącznie jednej marki i tylko jednego rodzaju (dla bardzo wybrednych kotów). Gdy jednak któregoś z tych składników diety brakuje kot podnosi bunt. Miauki kuchenne stają się wyjątkowo natarczywe (nie proszące, lecz żądające), a sam kot zaczyna głodówkę, której nie przerywa dopóki nie dostanie tego co chce.

Próby wprowadzenia domowego jedzenia szybko wybił mi z głowy. Drogie i dobre (w moim mniemaniu) karmy - nietknięte, z łaski powąchane - lądowały u dzikusów.

Kiedyś myślałam, że opiekun kota jest w grupie docelowej producentów karmy. Przekonałam się, w jakim byłam błędzie. To same koty są w tej grupie docelowej. Co z tego, że to ja robię zakupy, jeśli to kocisko decyduje co mam mu kupić? Z kotem nie wygram. Kot to nie pies i nie zje wszystkiego ;-).

Fakt, że każdy kot jest inny. Ich preferencje też się różnią. Niektóre zjedzą wszystko co im się poda. Większość będzie jednak wybrzydzać.

Jakże przenikliwie brzmi w tej sytuacji hasło reklamowe wspomnianej karmy dla kotów: „Twój kot kupowałby…”.

Wyższość kota nad psem

Ulubiony fragment z pisarstwa Jerzego Pilcha "dowodzący" wyższości kotów nad psami.


"Obserwuję bacznie matczyne psy i nie mam cienia wątpliwości: w znaczeniu ewolucyjnym pies w stosunku do kota jest dobrych kilka miliardów lat do tyłu. Kiedy starożytne koty refleksyjnie wygrzewały się na murach Akropolu i Koloseum, psy w najlepszym wypadku mieszkały w platońskich pieczarach. (Najwybitniejsze psie jednostki być może w poszukiwaniu bursztynu grzebały w piachu nad Bałtykiem).

Kotu o coś uniwersalnego - poza żarciem - w życiu chodzi. Psu chodzi wyłącznie o żarcie. Kot nieustannie poznaje i studiuje rzeczywistość, pies ją oszczekuje tępo. Kot ma własną wizję świata, pies takiej wizji nie ma. Kot jest panem, pies jest niewolnikiem. Kot jest nadbudowa, pies jest baza. Kot ma pysk wredny, ale inteligentny, pies ma mordę poczciwą ale debilną. Kot jest wymagającym partnerem człowieka, pies jest jego ślepym i podatnym na upokarzające tresury lokajem. Pies nie ma tożsamości, ponieważ pies nie tylko chce być z człowiekiem, pies po prostu chce być człowiekiem, pies chce być ściśle jak człowiek. Kotu tego rodzaju upokarzająca i utopijna metamorfoza nawet do głowy nie przyjdzie. Kot chce być kotem. Kot ma wyraziście rozwinięte poczucie tożsamości, ma on też - w przeciwieństwie do psa - godność swej tożsamości. Kot jest królewskim przykładem istnienia spełnionego, pies jest wiecznym niespełnieniem, ucieleśnieniem odwiecznej, trywialnej skargi, iż nigdy nie jest się tym, kim by się chciało być.

Skuteczna tresura, w rezultacie której pies zaczyna wykonywać paraludzkie czynności, powinna być obwarowana zakazami prawnymi i religijnymi. Jest to przykład złowieszczej uzurpacji człowieka próbującego bezbożnie kształtować przyrodę na swoje podobieństwo i czerpiącego z tej uzurpacji dwuznaczne rozkosze. Jeśli człowiek jest panem stworzenia, to przysposabianie psa do człowieczeństwa i czynienie z niego przez to quasi-pana stworzenia jest aktem bluźnierczym. Posiadać zwierzę i zachwycać się tym, że to zwierzę się uczłowiecza, że się, nie daj Panie Boże, upodabnia do nas, to jest przecież przejaw zwykłego zwyrodnienia. Gdybym miał psa i gdyby ten pies (co w przypadku psa jest nieuniknione) upodabniał się do mnie, miałbym silne poczucie, że zwierzęciu dzieje się nieodwracalna krzywda. Z całą pewnością nie odczuwałbym cienia satysfakcji, cienia przyjemności. Może ktoś mi powie, bo sam nie wiem, może ktoś mi powie, jaka to byłaby przyjemność oglądać od samego rana zionące spirytualiami, wiecznie skacowane bydlę o roztrzęsionych łapach? Jaka to jest satysfakcja mieć koło siebie stworzenie skłonne do studziennych depresji, swoimi sprawami wyłącznie zajęte i pod pretekstem, że magnez wypłukany, wyżerające całą czekoladę z kredensu? A na jaką jasną cholerę byłby mi zramolały kundel z nadwagą samczący się obleśnie na widok każdej wyczesanej i zadbanej suczki?

Niepodległy niczemu kot nie przejmie naszych przypadłości, nie upodobni się, zachowa tożsamość, a zachwyt dla jego doskonałości będzie jak katharsis. Po paru latach, jakie od dnia stworzenia przeszły, dziś już jasno widać, że Panu Bogu poza kotami nic się do końca nie udało. Koty są stworzeniami skończonymi, reszta świata, łącznie z psami, jest wadliwa. Taki jest obiektywny stan rzeczy i daremnie jest, i nie należy nań się uskarżać. Nie należy też z tego co piszę wyciągać pochopnego wniosku, jakobym miał jakieś osobiste kynologiczne urazy, bo ich nie mam.

Trzymam się obiektywizmu oraz dzielę obserwacjami czynionymi na przykładzie pary matczynych, żyjących w wiecznej nienawiści suk. Psy te, jak sądzę, w towarzystwie mojej toksycznej matki czują się świetnie, ponieważ same są toksyczne i bliskie im są obosieczne zasady: bezwzględnej podległości, ślepego posłuszeństwa i całkowitego uzależnienia. Kot nie czułby się tu dobrze, kot nie chciałby tu sprawować władzy, bo kot żyje wedle zasad niepodległości, niezależności i wolności.

Pies preferuje system represyjny, kot demokrację. Pies to jest ustrój totalitarny, kot to jest seks partnerski. Kot jest synonimem, symbolem i ucieleśnieniem Niezależności."

Zły Janosik

Pomysł Janosika czyli "Zabrać bogatym, oddać biednym" to pomysł najgorszy z możliwych w przypadku gdy Janosikiem jest "Państwo". Dlaczego? Bo biednieją wszyscy. Bogaci tracą motywację do bogacenia się (przynajmniej takiego legalnego) i schodzą do szarej strefy (bo im więcej państwo zabiera z tego co zarobią tym większe ryzyko związane z nielegalną działalnością się opłaca), a biedni paradoksalnie również się nie bogacą, bo tracą do tego motywację (skoro dostają coś za nic, to nie ma sensu się wysilać, żeby to samo lub niewiele więcej zdobyć ciężką pracą).

A co gdyby wszystko odwrócić? Obecnie w Polsce średnia krajowa to niewiele ponad 2000 netto. Gdyby wziąć medianę zamiast średniej ta kwota byłaby jeszcze niższa. Żeby uprościć założę że zdecydowana większość osób pracujących zarabia od 1000 do 2000, przyjmę więc za kwotę wyjściową zarobków statystycznego Polaka 1500 zł netto. Brutto czyli z podatkami ta kwota wynosi 2700 zł. Gdyby więc ten statystyczny Polak nie oddawał swoich ciężko zarobionych pieniędzy państwu miałby w kieszeni prawie dwa razy więcej. Mógłby więc kupić sobie 2 razy więcej, a jego stopa życiowa o tyle by wzrosła. Żeby było śmieszniej ten statystyczny biedny Polak musi tym jeszcze biedniejszym oddać zdecydowanie więcej niż te 1200 zł. W końcu kupując produkty lub usługi również płaci podatek – VAT, akcyzę i cło a do tego w cenę jest też wliczony podatek producenta czyli CIT i inne parapodatkowe opłaty. Kupowane produkty, gdyby nie musiał płacić podatków byłyby więc przynajmniej dwa razy tańsze – Mógłby więc sobie kupić nie dwa razy więcej produktów, ale w sumie 4 razy więcej produktów. Stopa życiowa rośnie diametralnie – mając 4 razy więcej wydanie paruset złotych na porządne ubezpieczenie zdrowotne i społeczne (prywatne) nie będzie stanowiło żadnego problemu. Jak zachoruje, jak się stanie kaleką czy roślinką i nie będzie mógł pracować i tak będzie mógł się utrzymywać ze swojego ubezpieczenia.

To jednak nie jedyny skutek tak odwróconej sytuacji – w końcu mając 4 razy więcej pieniędzy kupi 4 razy więcej produktów lub usług które ktoś musi wyprodukować i kogoś trzeba do tej produkcji zatrudnić. Pojawia się kolejny dochód – tego pracownika i tego producenta, które również pojawią się na rynku jako dodatkowa konsumpcja lub inwestycje.

Pozostaje się zrzucić na ochronę praw (prawa własności, nietykalności oraz przestrzegania zawieranych (dowolnie) umów), czyli na policję i sądy – ale to akurat bardzo niewielki koszt w porównaniu z obecnym.

To dość uproszczony schemat. Co zrobić z obecnym ZUSem i obecnymi emerytami i rencistami pisałam wcześniej.

Nie wszyscy w takim systemie będą bogaci i piękni, ale lepiej żeby 5% żyło w luksusie, 90% na „godnym” poziomie, a tylko 5% w biedzie, niż żeby 90% żyło w biedzie.

sobota, 16 maja 2009

House i jego przenikliwość

Religia to nie opium dla ludu. Religia to placebo dla ludu.

Mówi się, że nie można żyć bez miłości. Osobiście uważam, że ważniejszy jest tlen.

Racjonalizacje, to kłamstwa, które mówimy, by samemu poczuć się lepiej.

Religijność jest przejawem irracjonalnej wiary i bezpodstawnej nadziei.

Jestem skomplikowanym facetem. Czuję odrazę z wielu powodów.

Jest powód, dla którego ludzie kłamią - to działa. Pozwala społeczeństwu funkcjonować. To odróżnia człowieka od zwierzęcia.


wtorek, 12 maja 2009

polsko-duńska gwiazda

Caroline Wozniacki - przyszła polska gwiazda.
Ta tenisistka ma predyspozycje do tego, by już całkiem niebawem (za rok, góra 3 lata) być numerem 1 światowego kobiecego tenisa. Urodzona w Danii, mówiąca po polsku (rodzice są Polakami), z figurą modelki i radosnym podejściem do życia i tenisa będzie osobą, o którą walczyć będą największe koncerny. Nasza "Isia" zniknie w jej cieniu. Kto pierwszy wpadnie na pomysł, by zaproponować jej polskie obywatelstwo? ;-)

Ty... egoisto!

Jeżeli się przed czymś zapierasz nogami z całej siły, to znaczy, że próbujesz zagłuszyć swoją naturę. Dla większej jasności: jeśli oburza Cię to, że homoseksualiści demonstrują na ulicy walcząc np. o prawo do zawierania małżeństw, to powinieneś tego homoseksualizmu poszukać u siebie, ponieważ zapewne chciałby dojść do głosu, ale Twoje sumienie nie dopuszcza do siebie myśli o tym, że "to" mogłoby dotyczyć Ciebie.
Jeśli oburzasz się, gdy ktoś Cię nazwie egoistą (lub np. rasistą), wiedz, że egoistą (lub rasistą) jesteś, tylko Twoje sumienie nie chce się z tym pogodzić. Oburzenie to tylko mechanizm obronny ego.
Jeśli więc jakaś kwestia wywołuje u Ciebie nadmierne emocje - spójrz na nią z dystansu. Prawdopodobnie Twoja wola, która wcale nie jest wolna, lub natura, lub id lub popędy (jakkolwiek by tego nie nazwać) domaga się czegoś, czego Twoje sumienie (lub inaczej nazwane superego) ukształtowane w drodze wychowania, obejmujące normy moralne i społeczne (które są zawsze tylko umowne i sztuczne) nie akceptuje. Wtedy pojawia się konflikt, który może się objawić na różne sposoby. Zaprzeczenie istnieniu danego popędu u siebie to tylko jeden z mechanizmów obronnych.

Jak studiować?

"Jak" a nie "czy". Bo że studiować to oczywiste. Ale czy na pewno w wymiarze akademickim, czy może jednak "na własną rękę"?
Tutaj Alex pisze o tym kiedy i dlaczego warto podjąć formalne studia. Przeczytać powinien to każdy, kto planuje właśnie rozpoczęcie studiów licencjackich, magisterskich, czy podyplomowych. Ja ponad 10 lat temu zdecydowałam się na studia formalne. Gdybym jednak przeczytała to wcześniej, prawdopodobnie decyzja byłaby inna. Włożyłam trochę (nie za dużo, w sam raz jak na moją leniwą duszę) wysiłku w to aby się dostać na dzienne studia na renomowanej uczelni. Wyobrażałam sobie jak zmieni się mój świat, jakich inteligentnych ludzi tam poznam, jakich ciekawych rzeczy się nauczę. Rozczarowanie było tak silne jak moje oczekiwania.
Na studiach nauczyłam się jedynie jak przyswoić sobie odpowiednio dużą partię materiału w jedną noc i jak zdać kolokwium lub egzamin jeśli się ta sztuka (nauka w jedną noc) nie udała.
Studia nie okazały się tak całkiem bezwartościowe. Poznałam kilku ludzi, którzy mieli coś do powiedzenia. Przeczytałam masę książek, oczywiście z innej dziedziny niż wybrany kierunek studiów (i nie opracowań, ale materiałów źródłowych) i usunęłam parę klapek sprzed oczu (o czym można poczytać tu (ponownie na blogu Alexa)
To samo mogłabym jednak zrobić nie tracąc przy okazji czasu na uczenie się czegoś kompletnie nieprzydatnego.